Kazanie w dniu Walnego Zebrania SRKDP Płock, Szkoły Katolickie, Kaplica pw. św. Stanisława Kostki, 2 kwietnia 2022 r.

Moi Drodzy! Na pewno pamiętacie dzień 2 kwietnia 2005 r., siedemnaście lat temu, kiedy umierał Jan Paweł II. Myślę, że to jest jeden z takich dni, których nie zapomina się do końca życia. Tak się złożyło, że dzisiaj, w tę rocznicę, zebraliśmy się, żeby dokonać wyborów nowego Zarządu Głównego Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Diecezji Płockiej, załatwić różne formalności, związane z działalnością Stowarzyszenia, ale przede wszystkim, żeby nabrać nowych sił do dalszej pracy.

Jan Paweł II w czasie kanonizacji został nazwany przez papieża Franciszka „papieżem rodziny”. Ten „papież rodziny” błogosławił nasz sztandar i on też w szczególny sposób przyczynił się do tego, że rodzina, sprawy małżeństwa i życia, stanęły na nowo w centrum nauczania Kościoła. Od początku pontyfikatu, tak naprawdę od pierwszej encykliki Redemptor hominis, a potem szczególnie od 1981 r., kiedy wydał adhortację Familiaris consortio, pokazywał co znaczy i dlaczego także dzisiaj rodzina ma być ważnym elementem pracy i naszej działalności.

Spotykamy się w okresie Wielkiego Postu i zastanawiamy się nad tym, jak odkryć na nowo tożsamość naszej działalności, zadać sobie pytanie o to, po co jesteśmy, bo zawsze takie spotkanie powinno temu służyć. Mamy próbować odczytać, jak w naszych czasach głosić Ewangelię rodziny, o której mówił św. Jan Paweł II? Co robić, żeby ta Ewangelia była słuchana, a jednocześnie by zachowała swoją niezmienność, by była takim przesłaniem, które Kościół ma od wieków, taką ofertą, którą zawsze składał, która nie zależy od konkretnych czasów? Bo przecież to sposób jej przekazu, a nie jej treść, zależy od czasów.

Stajemy, moi drodzy, przy tym ołtarzu, w okresie, który dla Kościoła jest trudny: trwa wojna, był czas pandemii – niesprzyjające okoliczności ciągle są liczne. Także konsekwencji tych ostatnich dwóch lat jest bardzo wiele. Ale w tym trudnym czasie głęboko wierzymy, że Kościół prowadzi Duch Święty, prowadzi go także papież.

Jest to także czas procesu synodalnego. Na pewno słyszeliście, że w Kościele trwa proces synodalny, a więc zachęta do wszystkich, zwłaszcza do członków różnych grup, stowarzyszeń, żeby zadać sobie pytanie nie o to, co zmienić w Kościele, bo zmienić można dużo w sensie materialnym i o co się starają też księża i parafianie, ale zapytać, jak odczytać tożsamość Kościoła dzisiaj? Proces synodalny, którego chce papież Franciszek, ma być próbą wyjścia naprzeciw tym różnym kryzysom, trudnościom, jakie widzimy wokół siebie. A co on ma oznaczać w życiu każdego katolika? To postawienie sobie pytania, co ja mogę zrobić dla Kościoła, nie co jedynie inni mogą zrobić. Pomysłów mamy nierzadko tysiące, ale kiedy ma dochodzić do ich realizacji, to wiele razy – wiemy to z własnego doświadczenia, działania w różnych strukturach, stowarzyszeniach – gdy trzeba zrealizować te pomysły, to każdy ma, tak jak w Ewangelii: albo pole, które musi zaorać, albo żonę, którą musi się zaopiekować albo ma inne jeszcze powody, żeby czegoś nie zrobić. Ten proces synodalny ma nam właśnie pokazać, że nie chodzi o taką reformę, żeby Kościół stał się wymarzoną wspólnotą, bo on nigdy taką nie będzie. Nigdy Kościół nie będzie taką idealną wspólnotą, w której nie będzie żadnych problemów, żadnych trudności, w której wszyscy się będą rozumieć, w której nie będzie żadnych sporów między ludźmi. Nigdy Kościół nie był też taką wspólnotą, bo Chrystus od początku wiedział i pozwalał na to, by w nim były ludzkie trudności. Przecież zanim jeszcze Chrystus odszedł z tego świata, Apostołowie, a więc ci najbliżsi, sprzeczali się o to, kto będzie siedział po Jego prawej, a kto po lewej stronie. Inni też mieli wiele niedomagań: Piotr zaparł się Jezusa, Judasz Go zdradził. Można by tak wymieniać wielu jeszcze, którzy poszli spać, gdy kazał im się modlić w Ogrodzie Oliwnym. Od początku Kościół przeżywał takie trudności i zmaga się z nimi przez całe wieki. Natomiast proces synodalny ma być zastanowieniem się nad tym, co to znaczy, że Kościół jest synodem. To znaczy, że jest wspólnotą ludzi, którzy idą razem i każdy, choć jest inny, to mamy ten sam cel, jakim jest zbawienie. To znaczy słowo synod – „wspólna droga”.Św. Jan Chryzostom tak nazwał Kościół, pisał, że Kościół to synod, czyli wspólne wędrowanie. W czasie procesu synodalnego bardzo trudnym zadaniem jest, byśmy my tworząc wspólnoty, które są w Kościele, a członków tych wspólnot w naszej diecezji nie jest zbyt wielu, zastanowili się, co to znaczy, że ten Kościół na Mazowszu ma być synodem. W diecezji mamy około 880 tys. wiernych, a ilu z nich jest w różnych wspólnotach, w radach parafialnych, w kołach różańcowych, w Akcji Katolickiej, w Rodzinach Nazaretańskich, w Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich? Bardzo niewielki procent. Widzimy, że jest nas niewielu. Dzięki procesowi synodalnemu powinniśmy stawać się ludźmi wierzącymi, którzy odpowiadają teraz na to, o co papież prosi, a więc byśmy włączali się w takie spotkania synodalne w parafiach. To jednak nie wszystko, nie wystarczy napisać wniosków. Papież wzywa, żebyśmy odkryli, że Kościół to jest wspólne wędrowanie, Kościół to nie są tylko duchowni, ale jest to cała rzesza ludzi, którzy idą razem i chcą w tym Kościele coś dobrego zrobić. Temu służy synod.

Słyszymy, jak z różnych stron docierają głosy tej dyskusji synodalnej. Niektórych z nas może też one nawet przerażają: co o tym synodzie myślą katolicy w Niemczech albo w innych krajach, jakie mają pomysły w związku z tym synodem. Jestem przekonany, że to Duch Święty prowadzi Kościół i nigdy nie pozwoli, żeby z jakiejś dobrej rzeczy wynikało zło. Nawet jeśli Pan Bóg dopuszcza, żeby jakieś zło gdzieś się wylało, to czyni to dla większego dobra.

Powinniśmy zatem wykorzystywać ten proces synodalny do odrodzenia się Kościoła, odrodzenia się także naszych grup, naszych parafii, a przede wszystkim do odrodzenia w sobie takiego przekonania, że to nie my jesteśmy właścicielami Kościoła. Pamiętam ostatnią audiencję papieża Benedykta XVI, 28 lutego 2013 r., po tym, jak ogłosił, że rezygnuje z urzędu Następcy św. Piotra. Byłem obecny na tej audiencji na placu św. Piotra w Watykanie. Papież powiedział wtedy słowa, które można dziś sparafrazować. Nie powinniśmy martwić o Kościół, bo on nie jest Benedykta XVI ani Jana Pawła II; Kościół nie jest Kowalskiej, ani Iksińskiej, tego księdza proboszcza czy innego. Kościół jest Jezusa Chrystusa i to On, moglibyśmy powiedzieć, «martwi się o Kościół». Natomiast my mamy uczynić wszystko, co możemy, żeby naszej wiary nie stracić, ale żeby naszą wiarą budować innych. Każdy z nas może znaleźć taką przestrzeń, żeby coś robić dobrego dla tej wspólnoty wierzących, ufając jednocześnie w to, co robi Kościół, mając nierzadko swoje zdanie, czytając na ten temat, zgłębiając o co chodzi w różnych sprawach wiary. Dzisiaj widzimy, jak z różnych stron, także od ludzi Kościoła, można powiedzieć zwłaszcza od ludzi Kościoła, padają głosy oceny. Choćby tego, co robi papież i tego, co robi Kościół w wymiarze procesu synodalnego. Warto sobie postawić pytanie, co ja robię w tej kwestii? Czytamy te głosy w prasie, w Internecie, słyszymy słowa krytyki procesu synodalnego, tego co papież robi: że rzekomo rozbija Kościół albo niszczy to, co było do tej pory w Kościele wypracowane, albo że papież zniszczył liturgię „trydencką”, że Komunię Świętą każe przyjmować do ust, a powinno się ją przyjmować na kolanach. Jeśli ktoś zna choć trochę historię Kościoła, to pokazuje ona, że istnieje coś, co jest niezmienne w Kościele: to przekaz wiary, dogmaty, ale zewnętrzne sprawy, zewnętrzne obrzędy i inne formy są czymś zmiennym. Przykładem może być sposób przystępowania do Komunii św. Nie znaczy, że ten dzisiejszy jest najdoskonalszym, ani że nigdy tak wcześniej nie było. Nie znaczy też, że jeśli ludzie przyjmują Komunię św. na rękę, to są oni gorsi od tych, którzy przyjmują ją do ust. Wystarczy choć trochę poczytać historię liturgii, żeby zobaczyć, że liturgia się przez wieki zmieniała. Dlaczego? Ponieważ ludzie się zmieniają i trzeba tak sprawować liturgię, żeby ona była wyrazem wiary ludzi, a nie ich niewiary. Liturgia ma budować wiarę.

Św. Augustyn z Hippony, żyjący na przełomie IV i V w., poruszał podobny problem. Mówił, że często spotykał się z ludźmi, którzy narzekali na swoje czasy i twierdzili, że kiedyś ludzie mieli łatwiej. Pisał: „Nie powinniśmy przeto, bracia, według słów Apostoła «szemrać, jak niektórzy z nich szemrali, i zostali zabici przez węże». Bo cóż tak wielkiego spotkało ludzi teraz, czego by przodkowie nie znosili. Albo, kiedy znosimy nasze cierpienia, czy uświadamiamy sobie, co takiego znosili tamci? A tymczasem łatwo znajdziesz ludzi, którzy narzekają na swoje czasy i utrzymują, iż czasy przodków były dobre. Otóż gdyby można ich było przenieść w czasy ich przodków, wtedy także narzekaliby. Skoro więc uważasz, że tamte czasy były dobre, uważasz tak dlatego, iż czasy te nie są już twoimi”. Żyjemy w takich, a nie innych czasach. Nie powinniśmy uciekać od tych naszych czasów, problemów obecnych czasów, zamykać oczy na to, że młodzież odchodzi z katechezy, że młodzi ludzie nie chcą zawierać małżeństw, że w naszych rodzinach jest coraz więcej rozwodów. Nie możemy uciec od faktów i mówić, że kiedyś było lepiej, a teraz to już się nic nie da zrobić. Żyjemy w czasach na swój sposób trudnych, zapewne ani łatwiejszych, ani trudniejszych od tych, w których żyli inni ludzie, nasi przodkowie. W tych czasach mamy zadanie zrozumieć, doświadczyć, co to znaczy iść razem w Kościele, być tym synodem.

Nierzadko mnie, jako kapłanowi jest przykro, kiedy słyszę mówiących choćby o tym, że to, co się dzieje wokół nas, jak np. pandemia, to jest jakiś zamierzony atak na ludzi, spisek pewnych środowisk. Wiemy, że są problemy, które trzeba rozwiązać, są takie kwestie, którym trzeba sprostać. Jako Kościół mamy dawać ludziom nadzieję. Owszem, badać rzeczywistość, stawiać pytania, ale przede wszystkim dawać nadzieję. Jeśli my będziemy tworzyć nowe teorie spiskowe, jeśli będziemy szukać jakiegoś ósmego dna w różnych historiach, to jaką nadzieję damy ludziom? Nadzieję na co?

Wielki Post, który przeżywamy, znowu coś nam mówi: lata temu, gdy się rozpoczął Wielki Post, już była pandemia, w tym roku już gorzała wojna. To jest znak Pana Boga dla nas, jakiś bardzo szczególny, że ten sposób naszego działania, ten sposób życia, który do tej pory mieliśmy, a może nawet ten sposób myślenia o Kościele i świecie, nie są na dzisiaj. Może powinniśmy zrozumieć, że nie mamy uciekać w przeszłość, ale zobaczyć, co ja dzisiaj mogę zrobić? Nawet w tej małej grupie ludzi wierzących, w której jesteśmy, w tej coraz mniejszej owczarni.

Proces synodalny jest skierowany przede wszystkim do was, do świeckich, żebyście wy, jeśli tak można powiedzieć, „suszyli głowę” duchownym, żeby chcieli coś robić w waszych parafiach; żeby nie było marazmu, świętego spokoju, a nawet myślenia, że teraz już jest trochę więcej ludzi w Kościele, wracamy więc na stare tory, jest spokój. Nic się nie zmienia, nic nie musimy wymyślać nowego…Jako wasz asystent, mogę powiedzieć i was o to proszę, jak do tej pory, żebyście się starali, wiele rzeczy zrobiliście wspólnie. Pandemia to przerwała w wielu wypadkach, ale żeby wrócić do tej, jak mówi Apokalipsa, „pierwotnej gorliwości”, aby pamiętać, skąd my jesteśmy, skąd spadliśmy, mówi Pismo Święte. Abyśmy pamiętali, że my nosimy sztandar św. Jana Pawła II, papieża rodzin. To jego dzieło, które on głosił, i które on czynił, mamy prowadzić dalej, pomimo tych trudności naszych czasów, pomimo niesprzyjających okoliczności. Dzisiaj więc każdy składa na ołtarzu to, co przez te wszystkie lata czynił w Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich. Złóżcie także prośbę, żeby Pan Bóg dał wam siłę do tego, by coś robić dalej. Nam wszystkim przybywa lat i wiemy, że to nie jest tak, że jest łatwiej coś robić, jest ciągle trudniej. Prośmy, by prostu chciało się nam te rzeczy dla Kościoła czynić, żeby chciało się nam zaangażować, żeby dało się czynić ten Kościół prawdziwym synodem.

Proces synodalny, który się w Kościele rozpoczął, kończy się na etapie wszystkich diecezji w maju i czerwcu br. W naszej diecezji, 2 maja o godz. 16.30, będzie w płockiej katedrze uroczystość zakończenia tego etapu. To nie znaczy, że się kończy synod. On ma w parafiach trwać, w takim przekonaniu, że parafia też jest synodem. W parafii ludzie świeccy mają coś do powiedzenia, nie tylko ksiądz, nie tylko on ma o wszystkim decydować, nie powinien o wszystkim decydować. I to będzie, jak sądzę, potrzeba i konieczność najbliższych lat, kiedy będzie nas coraz mniej, kiedy trzeba będzie na siebie brać różne odpowiedzialności. Widzimy, jak się wyludniają małe wioski, a zamieszkiwane są okolice miast. To będzie też pewne wyzwanie, które stoi przed nami wszystkimi. Widziałem to np. we Włoszech, gdzie obecnie średnia wieku księży to około 65 lat i księża mają po 10, 15 kościołów, tam odprawiają Msze św. raz, dwa razy w miesiącu. Tymi budynkami kościelnymi zajmują się świeccy, oni dbają o to, żeby te kościoły funkcjonowały.

Kończymy Rok Rodziny. W dniach 22-26 czerwca br. odbędzie się w Rzymie spotkanie z Ojcem Świętym Franciszkiem. Pamiętamy, że te spotkania z rodzinami zaczął organizować Jan Paweł II w 1994 r., wówczas w Denver w USA. Co kilka lat są one organizowane w różnych częściach świata. Po Mszy św. zabierzcie ze sobą obrazki z modlitwą za rodzinę, które przygotowaliśmy na „Rok Rodzina «Amoris laetitia”. Niech ten temat Roku Rodziny wybrzmi w waszych wspólnotach. Może warto coś zorganizować na zakończenie tego Roku Rodziny. W Płocku5 czerwca br.,w Zesłanie Ducha Świętego, mamy nadzieję na takie spotkanie rodzin wielodzietnych. Może w waszych parafiach spróbujcie, jako Stowarzyszenie Rodzin Katolickich, na koniec tego Roku Rodziny pokazać, że stowarzyszenie działa i troszczy się małżeństwa i rodziny.

Niech Matka Boża Bolesna, którą czcimy szczególnie w Wielkim Poście, pokazuje nam, że liczy się każdy nasz trud, także ten najmniejszy. I nawet jeśli nas ktoś nie pochwali czy nie zauważy tej naszej pracy, to my powinniśmy mieć świadomość, że robimy to dla „większych rzeczy”, jak mawiał św. Stanisław Kostka. Robimy to ostatecznie dla Pana Boga i Jego Kościoła. Niech taki cel przyświeca naszemu działaniu i pracy nowego Zarządu, który wybierzecie po Mszy św.